Piekę twarz.

Twoja twarz przysłoniła mi dziś świat. Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś. Cień był nieco innowacyjny. Dziękuję. Mogłabym rzec, że ze spotkania twarzą w twarz z przeszłością wyszłam obronną ręką, a raczej z twarzą. Ty też. Twarzą ogromną. Nie chciałabym śmiać się prosto w twarz. Nie wypada. Twarzowo to dziś nie wypadliśmy. Nawet na moją (twarz) nie raczyłeś spojrzeć. Twarze już rozmyte, powietrzem okryte.





Nie bocz się tak. Gdybym miała cię przyrządzić dodałabym szczyptę ironii, łyżkę klasy wobec ludzi i dwie czubate dystansu. Zamieszała wszystko uśmiechem. Gdzie się podział? Wbiła jajka zimnego humoru łagodzące opuchliznę. Mąkę dzieciństwa zastąpiła dojrzałością. Ostro przypieprzyła. Soli nie lubię. Przyprawiła o zawrót głowy. Ehh... Ale byłbyś smakowity!

A tak? Pozostaje mi niestrawność. Nieprzyjemny ścisk żołądka porównywalny do tego sprzed pierwszego oblanego egzaminu na prawo jazdy czy po wypiciu zepsutego mleka. Piję miętę. Mniej boli. Nie wiedzieć kiedy weszłam w formę względnie stateczną, pozbywając się zwijającej się w torturach. Zdrowieję? Gdzie dramatyczne ja? Zagubione. Muszę przyznać, że jestem nieco zaniepokojona brakiem skrajnej ekscentryczności. Choroba stała się rzeczywistością.

Już nie budzisz we mnie nabuzowanej bestii. Już nie jestem tykającą bombą. Już mi nie pachniesz aż tak. Wyczuwam jedynie resztki. Już jestem profesjonalna. Jestem klasyczna, a czasami nawet liryczna. Już jestem inna.

Szukam. Zgubiłam orientację podczas włóczęgi. Selekcjonuję.

Włożyłam cię do piekarnika. Rosłeś, ale zapomniałam o drożdżach. Wyszedłeś zakalcem. Teraz pozostałam sama z niejadalnym ciastem. Nikt nie chce kawałka, a ja nie umiem się go pozbyć. Jedzenie wykrzywia szczękę. Wyrzucić nie mogę. Sama wyrabiałam.



/Maturalna znów brzmi nie-nauką. Słyszę Młodzieżową, w tle nawet pobrzmiewa głośniejsza muzyka. Post głęboko inspirowany dzisiejszym panelem <klik>. Link może ci wyjaśni naleciałości twarzowe./


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...