/Postanowienie noworoczne - 52 książki w 2016 roku + ich
blogowa recenzja. Póki co zastój, o ile o takim mogę mówić, gdy nawet
nie ruszyłam. Tłumaczmy się sesją, nie lenistwem. Wrzucam odgrzewany
kotlet znaleziony w gąszczach zagraconego pulpitu - Gra Neil Strauss./
"Gdzie masz kawalera?" - to pytanie ostatniej niedzieli usłyszałam około trzydziestu razy. Będąc na rodzinnej imprezie przy stoliku z kuzynostwem i ich niewiele od ideału odbiegającymi partnerami, pochłaniała mnie powoli czarna rozpacz. Fakt, iż (poza wdowami) byłam najstarszą osobą bez drugiej połówki, wcale nie pomagał. Moje myśli nawiedzało w kółko pytanie: "Co jest ze mną nie tak?". Parę godzin wcześniej miałam się za osobę wyzwoloną, tak zwaną nowoczesną kobietę niezależną, a tu okazuje się, że po prostu jestem samotna. Wtedy przypomniałam sobie o książce, która wpadła mi w ręce ponad roku temu. Właściwie wpadła to niewłaściwie słowo. Znajomy wymusił na mnie przeczytanie jej. Ucz się życia, dziewczyno! Mowa o Grze Neila Straussa - rzekomej odpowiedzi dla wszystkich mężczyzn, którzy zadawali sobie to samo pytanie, co ja.
Dosyć głośny poradnik profesjonalnego podrywacza wydany dekadę temu w pełni mnie pochłonął. Miałam przecież wtedy okołu czternastu lat. Żartowałam. Tak naprawdę byłam w okolicach siedemnastych urodzin, a książką byłam zachwycona tak samo jak znajomym, który mi ją wtedy polecił. Nie mogłam oderwać oczu zafascynowana nieznanym wcześniej światem. Nagle wszystko zdawało się być jasne. Jest jedno ale. Agata, przecież ty nie jesteś mężczyzną. Kurde, znowu zapomniałam.
Powracając... Neil Strauss – dziennikarz znany głównie z współtworzenia biografii Marylina Mansona pt. Trudna droga do piekła, jako Style wniknął do świata pełnego mężczyzn, którzy z łatwością zdobędą każdą kobietę. Samo o sobie pisze, jako nieprzystojnym, niskim facecie z haczykowatym nosem, małymi, wyłupiastymi oczami, dodając, że nie rozumie, dlaczego któraś z dam chciałaby się koło niego położyć, a co dopiero do niego przytulić. Jako kobieta muszę przyznać, że nie czuję się zachęcona do poznania tego pana po takim opisie. Jednak wiemy - liczy się wnętrze. Osobiście uważam, że głupi, ale zabawny tekst na podryw zdziała więcej niż wypchany portfel (chyba, że aktualnie bawię się w klubie, nie stać mnie na kolejnego drinka bądź też nie jestem w stanie ogarnąć położenia własnego portfela czy też nie odróżniam 5 złotych od 50). Jak się okazuje - kiedyś praktycznie każda kobieta była zdania, że Neil, mówiąc kolokwialnie, nie zarucha. Wystarczyło jednak objawienie w postaci Mysterego i dwa lata pracy nad zmianą osobowości by przerodzić się w bożyszcze, które paroma chwytliwymi tekstami bez problemu potrafi zaciągnąć wybrankę do łóżka. Oczywiście to nie tylko przyjemne dla ucha komplementy, ale raczej całokształt, zachęcał do bliższego poznania. Liczy się nie tylko to, co mówisz, ale w jaki sposób to robisz, jak chodzisz, jak się uśmiechasz, czy nie patrzysz zbyt nachalnie, jak gestykulujesz, jakie sprawiasz pierwsze wrażenie, jak zareagują na ciebie jej koleżanki. Ale przecież zdaje się to być oczywiste. Panie, wiedziałyście o tym, prawda? Niestety, nie jest to równie oczywiste dla wszystkich kawalerów. Po lekturze zapewne niejednemu panu będzie chociażby odrobinę łatwiej kogoś poderwać, a już na pewno wreszcie po części zrozumieją, czego pragną kobiety. Jak się okazuje, wbrew książce: Wszystko, co mężczyźni wiedzą o kobietach, nieliczni przedstawiciele płci brzydkiej wiedzą całkiem sporo. Wiedzą jak podejść, porozmawiać, wiedzą jak poderwać, owinąć sobie wokół palca... Kwitując, wiedzą jak znaleźć, spotkać, podejść, domknąć.
Nie ukrywam, że z perspektywy kobiety książkę odebrałam inaczej niż mój znajomy. Męskie myślenie zarówno mnie rozmieszało jak i niebywale irytowało, ale obawiam się, że to ogólna tendencja, z jaką traktuję cudze myślenie. Było to całkiem przyjemne czytadło, a nie jak nowo poznana biblia, która skłania do zmiany życia. W końcu my – kobiety, jesteśmy w niej niejednokrotnie zdegradowane do jednego poziomu, pozbawione indywidualności, traktowane przedmiotowo. Bawmy się dalej w stereotypy. Myślę jednak, że należy ją traktować nieco z przymrużeniem oka, gdyż finalnie okazuje się, że przecież mężczyźni po prostu nas kochają i dzięki miłości (dobrej dupie, fajnym cyckom i paru innym trikom) z chęcią nawrócą się na monogamię.
Lektura jest lekka i przyjemna, niesie ze sobą pewien morał. Nie należy z pewnością do górnolotnej literatury, ale przecież czasami miło się odmóżdżyć przy chipsach i coli, dowiadując się czegoś o odwiecznej grze płci. Mnie samą napiera duma, gdyż nieco zagłębiłam się w świat mężczyzn i już wiem, gdy jeden z nich, próbuje mi w nieco zawirowany sposób wyjaśnić, czym jest zielone światełko posyłane przez dziewczynę, że to po prostu miękka piłka.
Panie i Panowie - let's play the game.




