Kto głośniejszy, ten lepszy

Po mimo nieustającego poparcia rządzących, zdaje się coraz wyraźniej słychać głosy opozycji i niezadowolonej części społeczeństwa. Powstanie Komitetu Obrony Demokracji, czarne marsze, protesty pielęgniarek i nauczycieli, czy też nowoutworzony gabinet cieni – szereg osób, które mówią zdecydowanie o swoim niezadowoleniu i przeciwstawiają się reformom Prawa i Sprawiedliwości, pokazuje, jak bardzo społeczeństwo Polski zostało podzielone. Marsz Niepodległości, a raczej trzy marsze, które odbyły się 11 listopada, ugruntowały mnie w przekonaniu, że nie jesteśmy narodem zjednoczonym do tego stopnia, że nie potrafimy się porozumieć, nawet świętując rocznice narodowe. A PiS zdaje się ostatnimi czasy robić wszystko, by poza opozycją zniechęcić do siebie także tych nastawionych neutralnie. Tak po przeciwległych brzegach stają zwolennicy i coraz liczniejsi przeciwnicy.

Przy ogromie medialnej nagonki na partię rządzącą, każdy zadałby sobie pytanie o słuszność jej rządzenia. Ostatnio jednym z głównych powodów, przez które krytykowani są rządzący, jest ustawa o zgromadzeniach. Po raz kolejny można usłyszeć o gwałcie na demokrację. Po raz kolejny na ulicę wychodzi KOD (co prawda z transparentami głoszącymi, że aborcja to sprawa kobiet, ale na oficjalnej stronie możemy przeczytać, że protest z 30 listopada odbył się właśnie z powodu projektu ustawy. Widocznie liczba członków zmalała na tyle, że nie starczyło już pieniędzy ze składek na nowe transparenty.). Można było usłyszeć głosy, że to ostatni legalny protest ze strony opozycji, gdyż nowa ustawa jest na tyle radykalna, że władza będzie miała możliwość zablokowania każdego następnego. PiS rządzi już od roku, KOD krzyczy od roku, a mimo tego udało się zorganizować liczne marsze, które krytykowały władzę. Czy gdyby władza czuła się zagrożona i sprzeciw przeciwko niej jej przeszkadzał, pozwoliłaby na odsłonę polski protestującej? KOD gubi się we własnych opiniach i niedoinformowaniu członków, dlaczego i o co tak właściwe protestują poza obroną demokracji, której przecież przykład dają, mogąc wyrażać swoją opinię publicznie na ulicach miast. Chociaż z drugiej strony, tym razem nie dziwię się do końca, że poczuli zagrożenie. O ile zapis o zgromadzeniach cyklicznych zdaje się być jak najbardziej słuszny (w końcu walczymy także o smoleńskie miesięcznice) i może powstrzymać opozycję przed próbą zatrzymania już tradycyjnych marszy jak Marsz Niepodległości (zgodnie z dotychczasową zasadą pierwszeństwo miał ten, kto pierwszy złożył wniosek, przez co łatwo było kontrprotestowi np. zakłócić trasę protestu), o tyle zapis o pierwszeństwie zgromadzeń organizowanych przez władze i kościoły stawia znacznie niżej przeciętnego obywatela od osób zasiadających w Parlamencie czy też członków związków wyznaniowych. A w państwie demokratycznym, uznającym równość obywateli, taki zapis wydaje się wręcz niekonstytucyjny. Czyżby była to próba przejęcie marszu w setną rocznicę odzyskania niepodległości? Czy po prostu stajemy się państwem kościelnym? Niepokój budzi także po raz kolejny pośpiech, jaki Sejm nadaje procesowi legislacyjnemu, a także zapis o obowiązywaniu ustawy od dnia jej uchwalenia, a nie jak zwykle - 14 dni po.

Dlaczego rządzący po raz kolejny tak się spieszą? Dlaczego mimo tak kontrowersyjnych przemian nie udało się zbudować rzetelnej opozycji? Dlaczego monopol na władzę ma partia, która sama się pogrąża? I co z nami – obywatelami?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...