Szatan z siódmej klasy

Władza się spieszy, diabeł się cieszy. Mimo licznych protestów i sprzeciwu nauczycieli, rodziców i zlęknionych dzieci, posłowie zatwierdzili wprowadzenie reformy edukacji już od września 2017 roku. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że obecnie polska szkoła nie jest w najlepszym stanie. Większość społeczeństwa uważa, że wszelkie zmiany wprowadzane w ciągu ostatnich lat były błędne i prowadziły do ogłupiania kolejnych pokoleń. Nie mogę się z tym nie zgodzić, jako że sama jestem przeciwniczką istnienia gimnazjum a na własnej skórze doświadczyłam, jak to jest być królikiem doświadczalnym Ministerstwa Edukacji. Tym samym pomysł Prawa i Sprawiedliwości, by zlikwidować trzystopniowy system edukacji, wydawał się jak najbardziej właściwy. Niestety, po mimo rezygnacji z gimnazjum, rządzący postanowili nie rezygnować z króliczków.

Połowa grudnia, pada śnieg, uczniowie cieszą się na nadchodzące święta, nauczyciele radują z powodu chwili wolnego, księgarnie zadawalają się zwiększoną sprzedażą książek, gdyż ktoś postanowił zakupić jakąś na bożonarodzeniowy prezent. Nagle wszystkich ogarnia trwoga, bowiem za niecałe 9 miesięcy narodzi się pisowskie dziecko – reforma edukacji. Szóstoklasiści uświadamiają sobie, że za rok jednak nie będą gimnazjalistami, a siódmoklasistami, nauczyciele uświadamiają sobie, że za rok będą prowadzić zajęcia z nową, niedoprecyzowaną jeszcze podstawą programową z nieistniejących jeszcze podręczników, władze samorządowe uświadamiają sobie szereg wydatków związanych z zmianami systemowymi, zaś wydawnictwa uświadamiają sobie, że po raz kolejny zgarną fortunę ze sprzedaży nowych podręczników. Jednak nie wszystkich ogarnęła trwoga. Czy partia rządząca nie zauważyła, że 9 miesięcy to dość krótki okres na doprecyzowanie podstawy programowej, napisanie na jej podstawie nowych podręczników, wydrukowanie ich, rozdystrybuowanie wśród nauczycieli, przygotowanie się pedagogów do prowadzenia zajęć, a także zakupienie podręczników przez uczniów? Podczas poprzedniej zmiany, której byłam ofiarą, podstawa programowa była znana już w 2012 roku, gdy też kończyłam gimnazjum, jednak zarówno w drugiej (2014) i trzeciej (2015) klasie liceum wciąż miałam problemy z zakupem większości podręczników, gdyż te nie zostały jeszcze napisane bądź też wydrukowane w wystarczającej ilości. Skoro nawet 3 lata po reformie, istniał tak znaczący problem, jak nie dopuścić do jego ponownego zaistnienia w kilkukrotnie krótszym czasie? Jest to jednak dopiero igła w stogu siana. Obecni szóstoklasiści realizują inny program niż ich przyszli rówieśnicy, mimo to za rok będą realizować materiał klasy siódmej, który nie jest skorelowany z obecnym, przez co w ich edukacji nastąpią braki. Dla przykładu siódmoklasista powinien znać obyczaje, polowanie oraz koncert Wojskiego zawarte w Panu Tadeuszu, zaś w obowiązującym programie uczniowie podstawówki nie zapoznają się z epopeją narodową. Czyżby mieli zaznajomić się tylko częściowo z tak ważnym dziełem?

O ile sama idea reformy jest dobrym pomysłem, o tyle pośpiech w jej wdrążaniu, a także powiązane z tym pochopność oraz niedokładność są przerażające. Czy możliwa jest naprawa obecnego systemu w tak krótkim czasie bez głębszych przemyśleń i precyzyjnych rozwiązań? Czy możliwa jest naprawa obecnego systemu przy wyraźnym sprzeciwie jego głównych odbiorców, jakimi są nauczyciele, rodzice i dzieci? Czy możliwa jest naprawa systemu, gdy nie słucha się wszelkich rad i uwag, zaś patrzy się egocentrycznie wyłącznie na pomysły danej partii, nie zwracając uwagi na resztę władzy i społeczeństwo?

fot. Lech Marcinczak, tvnwarszawa.pl

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...