8 lat minęło jak jeden dzień

Na drugie tyle teraz przygotuj się


Po niewątpliwej porażce, jaką były dla Prawa i Sprawiedliwości wybory samorządowe w 2014 roku, obecne władze państwowe ostrzą pazury i czyhają na stanowiska prezydentów miast, wójtów i burmistrzów, które mogą im przypaść w nadchodzących wyborach. Ich sondażowa popularność (wynosząca około 37%) nie maleje, w związku z tym pewnie liczą na spore sukcesy lokalnych przedstawicieli. Skoro około połowy stanowisk prezydentów miast zgarniają bezpartyjni działacze, to w puli pozostaje mniej więcej 55 z 106 prezydentur miast. W związku z tym Prawo i Sprawiedliwość powinno zdobyć co najmniej 20 stanowisk. Jednak przecież to wciąż mało. Chcą więcej.


3 lata minęły, jak jeden dzień. Już bliżej jest niż dalej, ty o tym wiesz


3 lata temu PiSowi udało się wygrać wybory prezydenckie tylko w 12 miastach, kiedy, dla porównania, kandydaci Platformy Obywatelskiej zostali włodarzami aż 28 miast, a Sojuszu Lewicy Demokratycznej – 13. O ile zwykle połowę stanowisk udaje uzyskać się lokalnym działaczom bezpartyjnym, o tyle w większych miastach Polski zazwyczaj prezydentem zostaje osoba popierana przez którąś z partii. Tak też w 6 na 10 największych miast w kraju (Warszawa, Łódź, Poznań, Gdańsk, Lublin, Bydgoszcz) prezydentami są osoby partyjne, a aż dwie z pozostałych 4 osób dostały oficjalne poparcie którejś z partii (w Krakowie i we Wrocławiu). Pozostaje więc jedynie 20% dla kandydatów bezpartyjnych (w Katowicach i w Szczecinie). Tendencje te pokazują, jak ogromne znaczenie mają partie w samorządach, gdzie często zamiast lokalnych patriotów rządzą osoby powiązane ze strukturami ogólnopaństwowymi. Właśnie na tym pełnym możliwości polu PiS poniosło porażkę. Jak to możliwe, że jedna z najsilniejszych partii w Polsce, która niespełna rok po wyborach samorządowych wygrała wybory prezydenckie i parlamentarne, nie zdobyła ani jednej prezydentury w największych miastach Polski, podczas gdy aż 8 stanowisk przypadło osobom partyjnym. Logiczna kalkulacja wskazuje, że powinni jednak jakieś zdobyć. Co więc poszło nie tak? 

PO odeszło w cień i nigdy już nie wróci, rób co chcesz


Za pewne w obawach przed powtórką sytuacji, posłowie chcą zmienić ordynację wyborczą i jednoosobowym stanowiskom w samorządach nadać kadencyjność. Tym samym w wyborach w 2018 roku nie mogli kandydować by m.in. Krzysztof Żuk – prezydent Lublina z PO, Rafał Burski – prezydent Bydgoszczy z PO, Piotr Krzystek – prezydent Szczecina, Paweł Adamowicz – prezydent Gdańska z PO (w 2015 r. zawiesił swoje członkostwo w partii), Rafał Dutkiewicz – prezydent Wrocławia wspierany przez PO, Hanna Zdanowska – prezydent Łodzi z PO,  Jacek Majchrowski – prezydent Krakowa wspierany przez SLD, oraz Hanna Gronkiewicz-Waltz – prezydent Warszawy z PO. To aż 8 z 10 obecnych prezydentów największych miast, z czego znacząca większość ma lub miała konotacje z Platformą Obywatelską. Jak więc tu wierzyć w zapewnienia Platformy, że zmiana ordynacji wyborczej godziłaby przede wszystkim w kandydatów bezpartyjnych, skoro ewidentnie najbardziej zaszkodziłaby właśnie Platformie. Czy ktokolwiek jeszcze im ufa?


Na karuzeli samorządu pokręcisz się, bylebyś tylko nie za wcześnie spadł



Nie mniej jednak zmiana ordynacji zaszkodziłaby gro władz samorządowych, którzy jako lokalni patrioci władają nimi od lat i o ile nie mają realnej konkurencji wśród innych bezpartyjnych działaczy, gdyż ci najsilniejsi zwykle trzymają się razem, o tyle zagrożenie stanowią właśnie przedstawiciele partyjni. Czyżby zmiana ordynacji miała przysłużyć się jedynie Prawu i Sprawiedliwości? Muszę przyznać, że to sprytne posunięcie, gdyż zostało ubrane w otoczkę walki o dobro wyborów samorządowych, a przecież większość Polaków nie jest zadowolona z funkcjonowania własnych miast. Droga pod moim blokiem jest dziurawa, a Kowalskiemu dwie ulice dalej wybudowali nowy plac zabaw. Szkoda tylko, że frekwencja wyborcza jest wciąż taka niska, a świadomość Polaków o funkcjonowaniu nawet władz samorządowych, które przecież dotyczą ich bezpośrednio, taka mała. Nie tak dawno na jednych z zajęć prowadzący zapytał o to, ile z osób na sali miało kiedykolwiek kontakt z radnym miasta. Zgłosiły się dwie osoby z niemalże 20 zebranych. A przecież byli oni studentami politologii na najlepszym uniwerystecie kraju (z przeprosinami dla studentów UW, patriotycznie wybieram UJ), którzy są znacznie bardziej świadomi niż przeciętny Polak, który nawet nie wie o istnieniu Święta Flagi. Już nie wspomnę o udziale w głosowaniu na budżet obywatelski, gdzie frekwencja zwykle sięga kilku procent, a o przydzielanych milionach może zadecydować nawet kilkadziesiąt osób z ponad stutysięcznego miasta. Potem są remontwane płoty przy osiedlowych przedszkolach albo budowane boiska przy rodzinnych ogórdkach działkowych, gdy w miastach brakuje parkingów czy przystanków, zaś nie brakuje dziurawych ulic, a i jakaś publiczna przestrzeń by się przydała. (Tutaj ogromne brawa dla mojego miasta - Rudy Śląskiej, w którym z budżetu obywatelskiego zostanie sfinasowane rudzkie miasteczko ruchu drogowego zamiast remontu boiska przy jeden ze szkół). Jak możliwe jest to, że wciąż narzekamy na nieprawidłowe działanie naszej okolicy, gdy sami nie tkniemy nawet palcem, by coś zmienić. Przecież radni i prezydenci wybierani są przez nas dla nas, by mogli zmieniać to, co nam przeszkadza. Nie bójmy się więc kontaktu z nimi, bo często to właśnie ów Kowalski zamieszkały kilka ulic dalej. 


A gdy cię polityk pogania, przodem puszczaj drania 



Tak więc Polacy narzekają, PiS biegnie z ratunkiem, argumentów skompromitowanej opozycji nikt nie bierze pod uwagę. A obecni rządzący małymi kroczkami wdziera nam się do województw, miast, dzielnic, mieszkań, pokoi, by na nasze własne życzenie przejąć władzę, gdzie się tylko da. Krzyczmy hura i wiwatujmy, prawni i sprawiedliwi rycerze spieszą nam z totalitarną pomocą, bo przecież nie lubimy demokracji, a lubimy się podporządkować. Wtedy znacznie łatwiej się narzeka i umywa ręce.

 Dariusz Gorajski/FORUM


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...